Tej samej nocy postanowiłam oderwać się od rzeczywistości. Nie chciałam spędzać z nikim czasu, wolałam pobyć sama. Chociaż jestem strasznie towarzyską osobą.
Przechadzałam się po korytarzu, około godziny dwudziestej drugiej. Jestem prefektem także chodzenie po szkole wieczorem mam załatwione. Nie muszę się nikomu tłumaczyć jeśli wpadnę komuś na drogę po godzinie policyjnej. Jest odwrotnie. Bo ktoś, kto wpadnie na mnie - będzie miał przerąbane.
Ale mam złamane serce, więc daruję sobie te wszystkie zasady.
Nagle na drodze spotkałam Willa. Chciałam się zapaść pod ziemię. Żałuję, że przy sobie nie miałam peleryny niewidki.
- Noah? Co ty... dlaczego płaczesz? - jego oczy rozszerzyły się ku granic możliwości. Jakby nigdy nie widział łez.
- Ja... - chciałam mu odpowiedzieć, ale doszedł do mnie głos Draco i Alice. Dochodziły z niedaleka, postanowiłam szybko sprawdzić o co chodzi.
Słysząc ich słowa doszło do mnie, że nie tylko Eric mnie zranił. Kolejny człowiek złamał me serce. Schowałam się za rogiem, ale to było na nic, bo blondyna od razu mnie zauważyła.
- Noah?! Will?! - ten chłopak też to słyszał... przynajmniej mam świadka. - Podsłuchiwaliście mnie?! - dziewczyna z płaczem uciekła w przeciwną stronę. Nie mogłam jej dogonić. Po pierwsze nie doszłam do siebie. Kolejna osoba sprawiła, że chciałam skoczyć z dachu wieży astronomicznej.
W pośpiechu ruszyłam do pokoju. Ciągle ciepły płyn wypływał mi z oczu.
Wbiegłam do pomieszczenia i rzuciłam się na swoje łóżko. Zakryłam głowę poduszką i płakałam dopóki Ginny tego nie skomentowała.
- Wszystko dobrze, Noah? - przysiadła koło mnie i położyła rękę na moich plecach.
Nie odpowiedziałam.
Zaraz do sypialni weszła Hermiona - poznałam ją po głosie.
- A ten Ronald znowu... - przerwała, gdy zauważyła mnie.
- Czy... możecie mnie zostawić? - dodałam ochrypłym głosem.
Na moją prośbę, wyszły i nie wracały, dopóki od tego łkania nie zasnęłam.
Wbiegłam do pomieszczenia i rzuciłam się na swoje łóżko. Zakryłam głowę poduszką i płakałam dopóki Ginny tego nie skomentowała.
- Wszystko dobrze, Noah? - przysiadła koło mnie i położyła rękę na moich plecach.
Nie odpowiedziałam.
Zaraz do sypialni weszła Hermiona - poznałam ją po głosie.
- A ten Ronald znowu... - przerwała, gdy zauważyła mnie.
- Czy... możecie mnie zostawić? - dodałam ochrypłym głosem.
Na moją prośbę, wyszły i nie wracały, dopóki od tego łkania nie zasnęłam.
* * *
Następnego dnia wcale nie było lepiej. Ale dobrze i to, że był weekend i mieliśmy wolne. Minus w tym, że musiałam załatwić pare spraw. Miałam zebrać od uczniów wypracowania i oddać je Snape'owi. Kurcze... od wszystkich domów...
Właśnie miałam pójść do dormitorium Ravenclaw'u, gdy nagle napotkałam na swojej drodze Erica.
- Noah! - krzyknął jakby się nie przejmował tym, że mogę ogłuchnąć.
- Co?!
Złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Przytulił mocno, nie chcąc mnie wypuszczać.
Ano tak. Jeszcze z nim nie skończyłam.
Zmusiłam go, aby mnie wypuścił. Odepchnęłam bruneta, a potem odparłam:
- Przyszłam do ciebie po prace domową. Muszę ją...
- Noah! Dlaczego mnie unikasz?! - nie dając mi dokończyć, wydarł się jeszcze raz.
-...muszę ją przekazać nauczycielowi - Snape'owi - zignorowałam jego pytanie.
Chłopak ujął moją twarz i zbliżył swoją. Próbował mnie pocałować, ale szybko go znokautowałam. Kopnęłam go tam, gdzie się płci przeciwnej nie kopie i wyjęłam różdżkę z kieszeni. Wycelowałam w niego. Już miałam wymówić TO zaklęcie...
...ale nagle doszedł do mnie głos, którego wcześniej nie usłyszałam.
- Noah? - kobiecy ton, którego nie kojarzyłam, ale skądś go znałam...
- Halo? Kto tam? - odwróciłam się w przerażeniu. Nikogo nie było w pobliżu. Musiało mi się zdawać.
- Noah! - coraz głośniej do mnie dochodził. Po kilku wymówkach mojego imienia, dopiero się domyśliłam od kogo on pochodził.
- Mamo?! - łzy stanęły mi w oczach. - To ty?!
Jednak... nie usłyszałam odpowiedzi. Ostatnie zdanie, które wyszło znikąd - "Nie rób tego, Noah, a bardzo tego pożałujesz"
A potem już niczego nie usłyszałam. Nie do końca zrozumiałam o co chodziło...
Postanowiłam się uspokoić i spróbować od nowa. Podeszłam do Erica i podałam mu pomocną dłoń. Przyjął ją, ale wstał ku własnej sile.
- Noah, ja...
- Zacznijmy jeszcze raz - zaproponowałam.
- Dobry pomysł - przytaknął. - Powiesz mi w końcu, o co ci chodzi?
Co mam zrobić? Wyznać prawde? Ale...
- Jesteś śmierciożercą. O to mi chodzi! - podniosłam głos, niechętnie.
Zatkało go.
- Od początku tylko mnie okłamywałeś. Tak naprawdę nic do mnie nie czujesz.
- Noah... - chciał pogłaskać mój policzek, ale odepchnęłam jego rękę.
- Prosze, nie dotykaj mnie.
- Skąd...?
- Mam swoje źródła. - nieoczekiwanie łzy stanęły mi w kącikach.
- Posłuchaj.
- Nie! - krzyknęłam i niechętnie spojrzałam mu w oczy. Przerażony brunet rozszerzył oczy, a po krótkim momencie wlepił swój wzrok w podłogę. Chciałam uciec, ale...
- Masz rację, jestem śmierciożercą.
Wiedziałam to, ale prawda wypowiedziana przez usta kłamcy jest bardziej bolesna.
- Ale mam swoje powody.
- Niby jakie? - zaśmiałam się, pomimo tego, iż w każdej chwili słony płyn mógłby spłynąć po mych policzkach.
- Chciałem cie bronić! Nie rozumiesz?! - wybuchnął.
- Niby przed czym?! - ale ja również się nie uspakajałam.
- Przed Voldemortem!
Chwila ciszy przeszyła me uszy. Niemało brakowało do tego, żeby oczy wyleciały mi z orbit.
- Jak to...? - mruknęłam pod nosem. - O co ci chodzi? - odparłam już spokojniej.
- Jak myślisz, dlaczego Samawieszkto zamordował twoich rodziców, pozostawiając tylko ciebie przy życiu?
- No ja...
- Bo on pragnie ciebie... twoich mocy. - niespodziewanie gardło zaczęło mnie boleć, a nogi zaczęły się trząść.
- Niby jakich mocy? Przecież jestem tylko...
- Jesteś wybitną uczennicą, z bardzo popularnego, wybitego klanu czarodziejów - pokręcił głową.
- Skąd...?
- Mam swoje źródła. - widziałam to. A przynajmniej cień jego uśmiechu.
Sama się lekko uśmiechnęłam, ale nie było to widoczne. Zaraz jednak zmyłam radość z twarzy. Nadal zapominałam o ważnym.
- Jak możesz mi to udowodnić?
- W tej chwili nie mam jak, ale wymyślę coś. Proszę... zaufaj mi. - w jego oczach zabłysł płomyk.
- W porządku. Ale jeśli mnie kłamiesz... - zrobiłam dwa kroki w tył i odwróciłam się na pięcie. - To gorzko tego pożałujesz.
* * *
- Alice! - krzyknęłam, tym samym pukając do drzwi pokoju przyjaciółki. Wpuścili mnie do dormitorium ślizgonów, ponieważ jestem prefektem. Całe szczęście...
- Czego? - usłyszałam znajomy, kobiecy głos wydobywający się z pobliskiego pomieszczenia. Uśmiechnęłam się na samą myśl, że znowu mogę ją zobaczyć. O ile nie zamknie mi drzwi przed nosem.
Otworzyła je i spojrzała na mnie złowrogo. - Czego chcesz?
Zniknął mi uśmiech z twarzy. Racja. Ona też jest...
...popleczniczką Voldemorta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Prosimy każdą osobę, która przeczytała o komentarz!