Biegnę przez wąską uliczkę mokra i zdyszana. Nie mogąc nabrać oddechu nadal siłuje się z płucami. Nogi bolą mnie niesamowicie. Na szczęście miałam na sobie kurtkę przeciwdeszczową. Jednak... zdecydowanie wolę śnieg.
Bo skoro urodziłam się gdy ziemię przykrywał biały, puszysty, zimny śnieg to chyba wolę go niż mokry, ulewny deszcz...?
Na szczęście byłam już blisko swojego celu. Trochę mi smutno myśląc, że nikt na mnie nie poczekał. Aczkolwiek nie będę zgrywać niewiniątka. Jestem silna i mogę przez to przebrnąć. Nawet przez to, co Malfoy mi zrobił. Podły... ach. Nie będę się nim przejmować. Widocznie bardzo mu na mnie zależy, ale... to dopiero mogę stwierdzić gdy będzie odgrywał coraz więcej takich głupich scen. Próby przekonania mnie? Na darmo. Nigdy nie dołączę do Slytherinu. Należę... moje miejsce jest w Gryffindor.
Biorę głęboki wdech... i wydech. Ściągam z siebie kurtke i wieszam na wieszaku. Kieruje się do wielkiej sali, gdzie Dumbledore już dawno ogłasza swoją przemowę. Kurcze... mam nadzieję, że nie będzie zły.
Popycham drzwi, które na mój rozkaz otwierają się. Patrzę przed siebie: oczy wszystkich zebranych są we mnie wlepione. Na mojej twarzy pojawił się wielki rumieniec, ale raczej nie będą brać tego pod uwagę. Ruszyłam naprzód, bez zatrzymania się. Usiadłam na swoim miejscu: przy stole z przyjaciółmi. Ignorując nadal zdziwione wyrazy twarzy uczniów zaczynam patrzeć na swój talerz. Jest... pusty. A ja jestem głodna.
- To wszystko co chciałem wam powiedzieć. Panno Noah Moore proszę zostać po wspólnej uczcie. A teraz wszyscy - delektujcie się jedzeniem! - gestem zakończył przemowę i usiadł na swoim miejscu. Na stołach pojawiły się dania główne, przekąski i słodkości. Aż mi ślinka poleciała. Nałożyłam sobie mnóstwo jedzenia, ale jeść jeszcze nie zaczęłam.
- Gdzie byłaś? Martwiliśmy się o ciebie. - zaczął Harry.
- Co? Ach. Przepraszam. Miałam coś do załatwienia. - zaśmiałam się głupio. Patrzę na znajome mi twarze: nie ma dwóch osób - znowu. - Hermiony i Rona nawet na apelu nie ma. Gdzie ich wcięło? - zmartwiona zobaczyłam, że Harry odwraca swoje spojrzenie. Coś jest nie tak. - Wiesz coś o tym Harry? - podejrzanie spojrzałam na chłopaka.
- Noah. Wiem, ale nawet gdybym chciał nie mógłbym ci powiedzieć. Przykro mi. - oznajmił surowym tonem. Trochę mnie to zszokowało. Nie zrobiłam niczego złego, a on się na mnie wydziera. Wielki pan Potter się odezwał!
- Cóż. Ja tylko pytałam czy jesteś świadomy gdzie są. Jak widać nie pomyliłam się. - niechętnie podniosłam głos. - Nie musisz mi nic mówić. Toleruję twoją dyskrecję aczkolwiek ty musisz zaakceptować to, że się o nich martwię. Kapisz? - przybrałam łagodną minę, specjalnie rozśmieszając przyjaciela. Chłopak tak jak podejrzewałam: zaczął się uśmiechać. A ja razem z nim. Gdy przestałam się śmiać zobaczyłam jak Alice się na mnie patrzy. Przez sekundę poprowadziłyśmy kontakt wzrokowy, co szybko przerwałyśmy. Niechętnie nawet spojrzałam na Draco. Rozmawiał ze znajomymi. Chciałabym jeszcze na kogoś zerknąć. Eric...
Odwróciłam się na chwilę i powiodłam wzrokiem na miejsce przesiadywania członków Ravenclawu. Znalazłam go. Ciemnowłosy, przystojny chłopak o niezwykle niebieskich oczach siedział wśród swoich przyjaciół, śmiejąc się i rozmawiając. Znowu na mej twarzy pojawił się rumieniec. Tym razem z zauroczenia. Tak naprawdę go lubię...
Przez dłuższy moment wiodłam wzrokiem po jego rysach twarzy. Mleczna skóra, wielkie mięśnie i imponujący wzrost. To wszystko... w jednym chłopaku. Ale to nie dlatego się zakochałam.
Pamiętam jak pierwszy raz go spotkałam. Miałam wtedy dziesięć lat, a on dwanaście. On był już czarodziejem, a ja nie. Tak naprawdę to on wprowadził mnie w zaczarowany świat magii i czarodziejstwa. Pomógł mi...
Jako dziesięciolatka często siedziałam przy biurku czytając książki wypożyczone z biblioteki. Uwielbiałam poznawać coraz to nowsze lektury. Mogłam wtedy spędzać czas udoskonalając swoją wyobraźnię. A babcia lubiła gdy opowiadałam jej o fabule powieści. Często gotowała słuchając moje wrażenia, przeżycia...
Byłam dość inteligentna jak na swój wiek. Przewyższałam większość dzieci. Często chodziłam do muzeum, ale nigdy nie bawiłam się w parku ze znajomymi. Nikt nie chciał się ze mną bawić. Ignorowali mnie, nazywali dziwaczką - przez moje niezwykle czerwone włosy. Do czasu gdy poznałam Erica. On zaopiekował się mną. Wspierał w trudnych momentach. Wiedział, że jestem sierotą adoptowaną przez babcię. Wiedział, że rodzice umarli. Ale ja nic nie wiedziałam o nim. Aczkolwiek nie przeszkadzało mi to. Gdy byłam przy nim czułam się najszczęśliwszą istotką na ziemi. On sprawiał, że zawsze miałam uśmiech na twarzy.
Dlaczego?
W dniu kiedy dostałam list polecający dostania się do Hogwartu, poznałam też Erica. To on przyszedł mi go wręczyć.
Dlaczego on...?
Ciągle powtarzam sobie to pytanie, bez znajomości odpowiedzi. Nie przejmując się tym, trwam dalej. Marzę by kiedyś stać się kimś bliskim dla Erica. Stanąć przed nim wyznając mu swoje uczucia. Szkoda, że to tylko fikcja...
Gdy wszyscy zjedli poszli do swoich dormitoriów. Natomiast ja nie mogłam jeszcze opuszczać wielkiej sali. Profesor miał sprawę. Już zaczynam się bać. Dumbledore przybrał obojętną minę i podszedł do mnie.
- Dobrze widzieć cie w kolejnym roku szkolnym, Noah. - oznajmił.
- I nawzajem proszę pana. - uśmiechnęłam się promiennie.
- Bardzo ci dziękuję za pomoc przy pierwszorocznych. Mam nadzieję, że nie sprawili większych problemów. Ach tak... przyjąłem twoją prośbę. Możesz zacząć od jutra. Porozmawiaj z Percy'm, on ci wszystko wyjaśni.
- Niezmiernie panu dziękuję.
- Ale się nie przemęczaj. Taka praca naprawdę obciąża. Mam nadzieję, że sobie z wszystkim poradzisz. Wierzę w ciebie. Pamiętaj: zawsze możesz kogoś prosić o pomoc. Bo przyjaciele to najbardziej wspierające osoby w życiu. No, już. Możesz iść do dormitorium. A właśnie. Ostatnia rzecz: czy stało się coś o czym nie wiem? - przybrał podejrzliwą minę.
- Nie, skądże. To wszystko? - skłamałam. Przecież nie mogę mu powiedzieć o Draco. Najlepiej żebym zachowała to w sekrecie.
- Tak. - prychnął.
- Dobranoc panu. - pożegnałam się i opuściłam pomieszczenie. Powędrowałam wprost do swojego łóżka. Zauważyłam, że już większość śpi, ale też większości osób nie ma. Na przykład w moim pokoju nie ma połowy osób. Coś jest nie tak. Rzeczy Ginny są, ale jej ducha nie. Coś jest nie tak. Nie widziałam w ogóle Hermiony i Rona. Harry się dziwnie zachowywał. Wszyscy mnie unikają, jakby coś ukrywali. To na serio denerwujące a przejmuje się tym, bo nie chce żeby ktokolwiek mnie ignorował.
Boje się utracić najbliższych...
W zupełnym spokoju położyłam się do łóżka. Jednakże nagle przyszło mi do głowy, że może lepiej nie zmrużyć oka przez całą noc. W ten sposób dowiem się co wyprawiają moi przyjaciele.
Usiadłam więc na pościeli, podrapałam się po głowie, założyłam kapcie i ruszyłam do łazienki się przebrać. Nie jestem kimś kto nie lubi spać. Ja uwielbiam zagłębić się w mojej zwariowanej wyobraźni! Śnić o czymś pięknym i niemożliwym... Bo w czasie snu jesteśmy we własnym, magicznym świecie.
Gdy się przebrałam ruszyłam w stronę dziedzińca. Tam ujrzałam moją znajomą. Postanowiłam z nią porozmawiać choć z drugiej strony powinnam odesłać ją do dormitorium. Jest po ciszy nocnej a ona se leży i ma wszystko gdzieś. Profesor Snape już dawno by ją ochrzanił i dał karę.
- Usiądź koło mnie i wpatrz się w gwiazdy... - rozkazała. Bez sprzeciwu przysiadłam się do niej i uniosłam swoją głowę tak by wlepić oczy w tysiące gwiazd. Niczym perły błyszczały na czarnym, bezchmurnym niebie. Luna była dziś w swoich całkowitych kształtach. Pełnia - noc wilkołaków. Niczym dziwnym byłoby usłyszenie ich wycia. Wszystkie stworzenia śpią i obudzą się na następny dzień, gdy już słońce zagości dając ranek.
- Wiesz Noah, chyba cie lubię. - oznajmiła Alice. Jej słowa wywołały u mnie radość.
- Fajnie, ale wiesz, że nie powinno cie tu być. Jako prefekt mam prawo do podróżowania po szkole o zmroku, natomiast ty już dawno powinnaś słodko spać. Jeśli przyłapie nas jakiś nauczyciel to już po nas. Ty zaczęłabyś się tłumaczyć dlaczego nie jesteś w swoim dormitorium. A ja dostałabym ochrzan dlatego, że cie nie odesłałam. - przybrałam poważny wyraz twarzy. Przez chwilę zapanowała cisza, ale pewny gość ją przerwał.
- Ona ma rację. - ciemnowłosy przystojniak podszedł bliżej i uśmiechnął się do mnie promiennie. Na mej twarzy pojawiły się dwa rumieńce. Dobrze, że było ciemno. W ten sposób nikt nie zobaczył, że się czerwienie. - Alice powinnaś opuścić to miejsce i skierować się do swojego pokoju. Inaczej będę zmuszony do użycia magii. - Eric przybrał poważną minę.
Cisza.
- Nie ma mowy, nigdzie nie idę. - uparła się.
- Alice... - mruknęłam.
- Zostaję tutaj a wy możecie iść się położyć.
- Alice...
- Nic się ze mną nie stanie. Idźcie już sobie. - prychnęła.
- Alice! - podniosłam głos.
- Proszę wracaj już do siebie. Nie chcę byś wpakowała się w kłopoty. - powiedział Eric surowym tonem.
- Dobra, dobra. - uległa wreszcie. - Ale jesteście denerwujący. - westchnęła i opuściła to miejsce. Już jej nie było. Zniknęła w mroku.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się do chłopaka, który zasiadł koło mnie. Blisko, bardzo blisko.
- Gdy będziesz w tarapatach, zawsze ci pomogę. - puścił do mnie oczko. Szybkie uderzanie serca. Czułam się nieswojo. Zastanawiam się czy nie powiedzieć mu, co do niego czuję. Tylko boje się, że mnie wyśmieje.
- Eric, ja... - zatkało mnie.
- Tak? Coś się stało?
- Nie! Skądże. - zaśmiałam się głupio. - Ja tylko... pomyślałam... czy... może chciałbyś w ten weekend wybrać się do miodowego królestwa?
- Pewnie. - uśmiechnął się promiennie. - To coś jak randka?
- Co?! Nie... nie... oczywiście, że nie... no chyba, że ty sam to zasugerowałeś... - zaśmiałam się. Ale jestem głupia. Po moim zachowaniu pewnie już sam się domyślił, że jestem w nim strasznie zabujana.
- Słucham?
- Nie ważne! - odwróciłam od niego wzrok i odsunęłam się trochę. Aczkolwiek on przysunął się jeszcze bardziej. Między nami nie było żadnej przestrzeni. Lekki wiatr zawiał i rozczochrał moje długie, czerwone włosy. Jego dłoń zgarnęła je i odsunęła na bok. Moje serce jeszcze bardziej chciało wyskoczyć z piersi.
- Masz piękne włosy. - mruknął i wziął kosmyk moich włosów. Zbliżył do nich swoją twarz... i powąchał je! Zrobiłam się tak czerwona, że niemal zaczęłam się gotować.
- Cóż... ja tak nie uważam. Myślę, że są za czerwone. Czemu akurat ten kolor? Zawsze ich nienawidziłam. Jako dziecko nawet sobie je ścięłam. I pomyśleć o tym, że urodziłam się w zimie... - moją głupią bezsensowną wypowiedź przerwał jego namiętny pocałunek. Jego usta na moich wargach. Jego ręka na mojej szyi. Druga dłoń na policzku. Czułam się jak w niebie. To spełnienie marzeń. Zawsze go pragnęłam. Tylko czy on chciał mnie...?
Całus trwał za krótko by się nim aż tak zachwycać. Aczkolwiek był on taki czuły, że prawie się roztopiłam. Ja - człowiek z lodu.
- Dlaczego...? - zapytałam, gdy Eric oddalił się by spojrzeć mi w oczy.
- Podobasz mi się. - jego słowa odbiły mi się od uszu i pozostały na długo w mojej głowie. A rok szkolny dopiero się zaczął.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Prosimy każdą osobę, która przeczytała o komentarz!