środa, 23 stycznia 2013

003. "Chyba cię lubię"

Czekałam na Draco w Wielkiej Sali. No gdzie ta szuja może się podziewać? Drops zaczął już tą swoją powitalną mowę, a ja głodna byłam! Do tego Malfoy gdzieś zaginął.
- Już jestem - wyszeptał siadając koło mnie.
- Gdzieś ty się podziewał? Kiedyś to naprawdę cię zabiję - odszepnęłam.
- Nieważne. A teraz cicho. Przedstawiają nową nauczycielkę od obrony.
Spojrzałam na podwyższenie. Chwila chwila! Ta różowa landryna ma nas uczyć obrony przed czarną magią? Oni są mądrzy?
Nawet nie wysilałam się, żeby zaklaskać. Jutro mamy eliksiry z Gryfonami, nie chcę sobie psuć humoru.
- A teraz jedzcie! - no nareszcie! Byłam bardzo głodna. Na stole pojawiły się różne potrawy. Zaczęłam wsuwać po drodze rozmawając z Draconem.
- Co właściwie tam robiłeś?
- Nieważe.
Popatrzyłam na niego morderczym wzrokiem. Do rozmowy wtrącił się Blaise - Powiedz, to nie będziemy cię męczyć.
- Dokładnie - powiedziała Pansy. Nie była wcale taka irytująca, na jaką wyglądała. Okazuje się, że to mądra dziewczyna.
- Odczepcie się - blondyn próbował nas spławić.
- Nie! - powiedzieliśmy chórem. Spoglądnęłam na stół Lwa. Noah swobodnie rozmawiała z Harrym.
Na twarzy niebieskookiego chłopaka pojawiła się zaciętość.
- Nie powie nam - oceniłam szybko sytuację.
- No nareszcie. - westchnął. Na jego twarz wypłynął szyderczy uśmieszek. - To... jak jutro dokuczamy Gryfonom?
- Nie wiem... - rzekłam - może jutro będziemy improwizować? Snape pewnie też coś wymyśli - zaśmiałam się. Cała trójka spojrzała na mnie wielkimi oczami. - No co?
- Ty się śmiałaś - zauważyła Parkinson.
- Każdemu się zdarza  - na dowód zaśmiałam się jeszcze raz. - A teraz idź wyprowadź pierwszoroczniaków i podaj nam hasło.
- Idę idę. Hasło to - wyszeptał je tak, by nikt inny go nie znał.
Wyszłam z wielkiej sali ostatnia. Znając hasło nie muszę się spieszyć.
Nagle coś wypadło z mojej kieszeni. Mała kartka, kwit, praca społeczna. To wszystko przez to, że ukradłam jakiemuś mężczyźnie trochę kasy. Sprzątanie parku ze śmieci.
Schowałam to do kieszeni i skierowałam się do pokoju wspólnego.
***
Był wieczór. Nie można było chodzić po szkole o tej porze, chyba, że jest się prefektem. Ja nie byłam. Ale to nie przeszkadzało mi w spacerach.
Położyłam się w bruku, na dziedzińcu i wpatrzyłam w gwiazdy. Rozmyślałam o wszystkim i o niczym.
- Alice, nie powinno cię tu być - z zadumy wyrwał mnie głos Parkinson. Pan i Pani prefekt stali.
- Nie obchodzi mnie to - odpowiedziałam.
- Zaraz tu przyjdą gryfoni - zauważył Dracon
- I co z tego? Chcę tu zostać. Sama! - spojrzałam na nich znacząco. Wzruszyli ramionami i poszli dalej.
Moje myśli zeszły na inny tor. Myślałam o sierocińcu, o dzieciach z sierocińca, którym pomagałam. Tak, pomagałam im, żeby nie czuły się samotne. Pomyślałam także o moich kolegach i koleżankach z którymi chodziłam na karate...
- Alice, odejdź stąd - usłyszałam rudowłosą Gryfonkę. Postanowiłam się z nią podroczyć.
- Nie - odpowiedziałam z uśmiechem zamykając oczy.
- Tak.
- Nie.
- Tak!
- Nie, Noah, nie. Nie będziesz mi mówić co mam robić - stanowczym tonem ją zgasiłam. - A teraz usiądź koło mnie i wpatrz się w gwiazdy... co wiszisz?
- Widzę... gwiazdy.
- Ech... do niektórych ludzi nie dotrzesz - westchnęłam zrezygnowana. Tamta zaśmiała się i uśmiechnęła.
- Wiesz Noah? - zapytałam. - Chyba cię lubię.
***
[I co sądzicie? Czekam na opinie! ^^
Pozdrawiam!
Asoka]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Prosimy każdą osobę, która przeczytała o komentarz!